Ostatnio mieliśmy okazję porozmawiać z Marią, która przez trzy miesiące pracowała jako wolontariuszka w L’Arche – domu, w którym wspólnie mieszkają osoby z niepełnosprawnością intelektualną oraz ich asystenci. Serdecznie zapraszamy do lektury!
Co spowodowało, że zdecydowałaś się zostać wolontariuszką w L’Arche?
Ponad rok temu doszło do sytuacji, w której mój szwagier został sparaliżowany. Przez większą część życia miałam w sobie pewnego rodzaju strach przed przebywaniem z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Nie chciałam mieć z nimi bliższego kontaktu, czułam się skrępowana ich obecnością. Pewnego dnia postanowiłam zrobić coś w tym kierunku, przełamać moje bariery i poznać tych ludzi. Dobra znajoma dała mi znać, że była kiedyś w L’Arche i wspomina ten czas jako niezwykle wartościowe doświadczenie, więc wybór padł na to miejsce.
W jaki sposób wpłynął na Ciebie czas tam spędzony?
Pierwszy miesiąc był czasem pewnego dystansu i adoptowania się do nowej sytuacji. Po tym okresie udało mi się otworzyć na relacje z mieszkańcami i zdobyć ich zaufanie. Wtedy zaczęło do mnie docierać, że my, wolontariusze, więcej otrzymujemy od mieszkańców, niż oni od nas. Zostałam z ich strony obdarowana niesamowitą autentycznością, szczerością i radością. Urzekło mnie to, że te osoby potrafią bezwarunkowo kochać, a także cieszyć się z najmniejszych rzeczy, na które my często nie zwracamy uwagi. Szybko dostrzegają czy ktoś ma zły humor, potrafią spontanicznie przytulić się, czy pocałować w policzek, zapytać, czy wszystko w porządku. To wszystko sprawiło, że moje podejście zaczęło się zmieniać, przestałam się bać niepełnosprawności, ale też nauczyłam otwierać się na relacje i nie oceniać ludzi powierzchownie. Ten czas był dla mnie niezwykle dobry.
Jakie cechy trzeba posiadać, żeby się sprawdzić w takim wolontariacie?
Myślę, że bardzo ważną kwestią jest otwartość na życie we wspólnocie, umiejętność nieuciekania w samotność i wytrwałość w towarzyszeniu mieszkańcom całymi dniami. W domu mieszka 12 osób z niepełnosprawnością intelektualną, na każdego z nich przypada jeden, bądź dwóch asystentów i wszyscy żyjemy tam razem. Czasami zdarza się, że ktoś pomaga w trybie dochodzącym. Ważna jest gotowość na wchodzenie w relacje i mierzenie się z trudnościami, których w tej pracy jest niemało.
Jaki był Twój zakres obowiązków?
Spacery, odprowadzanie na warsztaty, pielęgnowanie roślin, pomoc w domowych obowiązkach, towarzyszenie przy kąpaniu. We wszystkie obowiązki wolontariusze są wdrażani stopniowo, często też musi minąć pewien czas, aby mieszkaniec zaufał swojemu asystentowi. W moim przypadku był to Artur, który od dziecka porusza się na wózku inwalidzkim i po dwóch tygodniach opieki nad nim oznajmił, że już mogę go karmić. To zaufanie, którym mnie obdarzył, było dla mnie mocnym doświadczeniem.
Czego moglibyśmy nauczyć się od osób mieszkających w L’Arche?
Cierpliwości. Wszyscy mieszkańcy mają swoje pasje, takie jak muzyka czy plastyka, które wytrwale przez lata rozwijają na warsztatach i zajęciach.
Czy masz jakieś wspomnienie z pobytu tam, którym chciałabyś się podzielić?
Bardzo zapadła mi w pamięć sytuacja, która miała miejsce podczas spaceru z mieszkańcem, który ma zespół Downa. Miałam wtedy zły nastrój i dręczyło mnie dużo zmartwień, więc byłam dość przygaszona. W pewnym momencie ten chłopiec zatrzymał się, powiedział: “Wszystko będzie dobrze” i przytulił mnie. Zdumiało mnie jak dobrze wyczuł mój stan psychiczny i jak ze szczerą empatią zareagował na to.
Czy uważasz, że udział w takim wolontariacie może zmieniać życie? W jaki sposób?
Oczywiście. Taka praca przynosi olbrzymie spełnienie, satysfakcję, możliwość doświadczenia bezwarunkowej miłości ze strony podopiecznych. To z pewnością ma duży wpływ na życie.
Dziękuję za rozmowę.