Stacja Zoo, czyli o tym, jak ludzie pomagają zwierzętom w trakcie konfliktu na Ukrainie – rozmowa z Magdą Jagnicką.

Stacja Zoo

Jak doszło do powstania inicjatywy Stacja Zoo?

Gdy wybuchła wojna, akurat byłam na urlopie za granicą, więc śledziłam wszystkie wiadomości dotyczące tego, co się dzieje w Ukrainie i w Polsce z bardzo daleka. Wiedziałam, że jak tylko wrócę, to będę musiała się totalnie zaangażować w pomoc, a jako że bardzo aktywnie prowadzę swój profil na Instagramie – aktualnie mam ok. 40 tysięcy followersów, pomyślałam, że to duża grupa osób, które by można zaangażować w jakieś pomocowe projekty. Pierwszym miejscem, w którym zaczęłam działać, był Dworzec Centralny – akurat tak się składa, że mieszkam niedaleko, ale też wiedziałam, że tam jest największy ruch. Byłam też na granicy i w innych obleganych punktach, tak więc trochę tu pomagałam, trochę tam. Zazwyczaj była to praca w gastro, załatwianie artykułów pierwszej potrzeby czy przewożenie ludzi z jednego punktu do drugiego. I tak po pewnym czasie pomagania na dworcu zorientowałam się, że migają mi co jakiś czas przed oczami zwierzęta, którym wtedy pomagano na zasadzie – kto może coś ogarnąć, to pomaga. Wówczas nie było punktu, w którym zwierzaki by mogły otrzymać kompleksową opiekę.

Od samego początku wojny wolontariuszami na dworcu centralnym dowodziła ekipa o nazwie Grupa Centrum. Była to oddolna inicjatywa złożona z osób zdeterminowanych, aby pomóc. Zaproponowałam im, że ogarnę temat zwierzaków, i tak stałam się liderką sekcji zwierząt, która wtedy jeszcze nie miała żadnej nazwy. Gdy przyszłam na pierwszą zmianę, okazało się, że pracy jest tak dużo, że potrzeba zdecydowanie więcej rąk do pomocy, więc napisałam do moich wirtualnych znajomych, którzy też mają konta na Instagramie dotyczące zwierzaków, z zapytaniem, czy mogliby przyjść chociaż na pół godziny w trakcie mojej nocnej zmiany. Oczywiście te pół godziny zmieniło się w osiem godzin i przez cały ten czas wszyscy pracowali non-stop. Trzeba było wszystko rozplanować – gdzie postawić miski z wodą, stanowisko z transporterkami – bo często zdarzały się zwierzęta przewożone w pudełkach czy plecakach. Na tym etapie nie było mowy o Instagramie – było tyle pracy, że nikt nie miał głowy, żeby się nad tym w ogóle zastanawiać. W tym momencie natomiast mamy już kilka dyżurów w ciągu dnia, do dzisiaj przez nasz zwierzęcy dział przewinęło się już kilkaset osób, a w międzyczasie otrzymał on nazwę “Stacja Zoo”.

Kiedy sytuacja z uchodźcami się trochę ustabilizowała i mogliśmy nieco ochłonąć, powstał pomysł założenia naszego konta na Instagramie. Było to związane również z tym, że aby prowadzić naszą działalność, potrzebowaliśmy wsparcia finansowego, ponieważ artykuły dla zwierząt do tanich nie należą. Transporterek nigdy nie będzie kosztował pięciu złotych, tylko kilkadziesiąt, a biorąc pod uwagę, że dziennie zdarzało nam się rozdać takich kilkanaście, to zapotrzebowanie było naprawdę spore. Na naszym instagramie zamieściliśmy link do zrzutki, na której udało się uzbierać do tej pory około dwudziestu tysięcy złotych. Oczywiście już wszystko wydaliśmy, bo tak naprawdę codziennie składamy zamówienia online na potrzebne produkty.

Czy Stacja Zoo działa tylko na Dworcu Centralnym, czy macie swoje oddziały w innych miejscach?

Punkt stacjonarny mamy tylko na dworcu, ale nasza działalność wykracza daleko poza niego. Często poprzez Instagrama dostajemy wiadomości z prośbami o rady, przykładowo: “co robić, gdy mamy niezaszczepionego pieska, który musi się przedostać z właścicielem do Wielkiej Brytanii”. Pomagamy więc informacyjnie, ale także wysyłamy poprzez paczkomaty potrzebne artykuły, gdy ktoś pisze, że brakuje karmy i pieniędzy na różne rzeczy dla zwierząt.

A czy organizujecie zwierzakom pomoc weterynaryjną bądź szczepienia?

Tak. Wprawdzie na samym początku był ogromny problem z pieniędzmi, więc przez jakiś czas pokrywaliśmy koszty tych zabiegów z własnych kieszeni. Wyszukiwaliśmy lecznice, które chcąc się włączyć do pomocy, robiły różne zabiegi za darmo, bądź półdarmo. Przykładowo, Schronisko na Paluchu do tej pory bezpłatnie szczepi i czipuje. Jeśli jest zagrożenie życia, czy poważna choroba, to też aranżują pomoc. Dzisiaj na przykład mieliśmy na dyżurze chorego chomika, który wymagał natychmiastowej profesjonalnej opieki. W takich sytuacjach często jeździmy ze zwierzakiem i właścicielem do lecznicy, żeby upewnić się, że bariera językowa nie będzie przeszkodą czy że płatność przebiegnie pomyślnie. Niedawno otrzymaliśmy olbrzymią pomoc finansową od Wojewody Mazowieckiego, dlatego możemy odpowiedzialnie pomagać od A do Z potrzebującym zwierzakom naszych sąsiadów z Ukrainy.

Ile zwierząt, uśredniając, trafia dziennie do Was?

Zdarzało się, że było to ok. trzydzieści zwierzaków na zmianę, czyli dziennie sto. Część z nich widzieliśmy dosłownie przez chwilę, aby dać im wody, karmy czy zrobić szybką podmiankę kagańca. Część natomiast zostawała na dużo dłużej, jeśli właściciel musiał czekać przykładowo dwa dni na kolejny transport, bądź też decydował się na zostanie w Warszawie i potrzebował czasu, żeby sobie tutaj zorganizować życie.

Czy mogłabyś się podzielić jakąś historią związaną z Waszą działalnością, która szczególnie Wam zapadła w pamięć?

Oczywiście, praktycznie codziennie takie się wydarzają (śmiech). Ostatnio przyjechali Państwo z Ukrainy, którzy mieli ze sobą dwa psy, dwa koty i dwa węże. Udało im się znaleźć tymczasowe zakwaterowanie w Krynicy Zdrój, więc wymieniliśmy się numerami, gdyby była potrzeba kontaktu, i pożegnaliśmy się. Po jakimś czasie otrzymujemy telefon i okazuje się, że tym Państwu udało się zorganizować jakąś opcję pobytową w Kanadzie. No i pytanie – jak przewieźć węże do Kanady. Na pokładzie samolotu? W kargo? My, nie mając zielonego pojęcia w kwestii ogarniania węży, zaczęliśmy pisać na różnych grupach typu “wężomaniacy”, “hodowle węży”.

Ludzie na forach dla zwierząt bardzo miło reagują na Stację Zoo, są bardzo pomocni i szybko odpisują. Okazało się, że przewóz tego gatunku węża nie jest zbyt problematyczny, dowiedzieliśmy się, jak wyglądają formalności z tym związane. W międzyczasie nasza koleżanka z ekipy, która jest stewardessą, dała znać, że akurat ma lot do Kanady i zaczęła się wypytywać w swoim gronie, jak zorganizować tym wężom transport. Inna koleżanka załatwiła tym Państwu i zwierzętom transport jeepem z Krynicy Zdrój, prosto na lotnisko na Okęciu. Tam się wszyscy spotkaliśmy i niestety okazało się, że procedury związane z wężami jeszcze trwają i niestety nie uda się ich w tym momencie przewieźć. W związku z powyższym węże znalazły tymczasowy dom najpierw przez tydzień u naszej koleżanki, a następnie u pewnego chłopaka z Trójmiasta – miłośnika węży, jaszczurek, gekonów oraz innych nietypowych zwierząt, który zadeklarował się, że może się nimi zająć do momentu, kiedy nam się uda ten transport zorganizować. Nasi przyjaciele z Ukrainy byli w bardzo wzruszeni, że z takim zaangażowaniem zajęliśmy się ich problemem, a historia ta pokazuje, że nie pomagamy tylko pieskom i kotkom, a wszystkim zwierzętom, które tej pomocy potrzebują.

Zachęcamy do czytania naszego bloga!

Znajdziecie tam artykuły poszerzające wiedzę o różnych problemach młodzieży, przydatne informacje i ciekawostki. Będziecie mogli też bliżej nas poznać.

Jesteśmy w mediach społecznościowych

Zachęcamy także do śledzenia naszych stron i kanałów, gdzie publikujemy aktualne informacje o naszych działaniach, szkoleniach i warsztatach, efekty pracy z młodzieżą oraz osiągnięcia młodzieży w ramach wolontariatu.

#sztukapomagania