Wojna na Ukrainie oczami ks. Michała Wociala – kapelana żytomierskiej szkoły „Vsesvit”.

W ostatnim czasie mieliśmy okazję przeprowadzić niezwykle interesującą rozmowę z księdzem Michałem Wojcialem, pracującym w salezjańskiej szkole “Vsesvit” w Żytomierzu. Zapytaliśmy o to, jak wyglądały początki wojny z perspektywy społeczności szkolnej i jak Salezjanie zaangażowali się w pomoc miejscowej ludności. Zapraszamy do lektury.

Jak długo ksiądz stacjonuje w Żytomierzu i czym dokładnie się zajmuje?

W tym momencie w Żytomierzu jest nas dwóch, razem ze mną jest ksiądz Andrzej Policht. Jesteśmy tutaj odpowiedzialni za szkołę oraz za oratorium. W szkole uczy się obecnie dwustu uczniów w pełnym cyklu nauczania – od przedszkola do jedenastej klasy.

Czy mógłby ksiądz opowiedzieć, jak wyglądał początek wojny na Ukrainie ze swojej perspektywy?

24 lutego rano, razem z księdzem Andrzejem, jak zawsze poszliśmy odprawić rozmyślanie oraz mszę świętą, wypiliśmy kawę, po czym o 8:15 ruszyłem na spotkanie z uczniami, którzy przychodzą rano do szkoły. Ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że na miejscu jest jedynie portierka, a w szkole całkowita cisza. Wtedy do mnie dotarło, że zaczęła się wojna. Okazało się, że o czwartej rano ostrzelane zostało lotnisko w Ozerne (nieopodal Żytomierza), a prezydent miasta ogłosił zamknięcie szkół i zaapelował o pozostanie w domach.

Informacja rozeszła się błyskawicznie, także rzeczywiście w szkołach nikt się nie pojawił. My Salezjanie, akurat 24 lutego byliśmy umówieni na “Dzień Dobrej Śmierci”, jest to ćwiczenie duchowe, które praktykujemy co miesiąc. Postanowiliśmy go nie odwoływać, ponieważ część współbraci musiała pokonać około pięćset kilometrów, aby na nie dotrzeć. Spotkaliśmy się, pomodliliśmy i porozmawialiśmy z księdzem inspektorem, od którego otrzymaliśmy następujący komunikat: “Macie wybór, jeśli ktoś się nie czuje na siłach, ma możliwość powrotu do Polski. Ja to całkowicie zrozumiem.”. Wszyscy zdecydowali się zostać na Ukrainie i porozjeżdżali się do swoich placówek.

Czy wojna od razu dotarła do Żytomierza, czy pojawiła się tam dopiero po pewnym czasie? Jaka była skala zniszczeń?

Żytomierz w porównaniu z innymi miastami nie jest zbyt zniszczony. Mieliśmy tutaj w sumie pięć lub sześć ataków rakietowych i zawsze były to ataki punktowe na obiekty wojskowe czy lotnisko. Próbowano zbombardować koszary, ale przy okazji zniszczono ludziom domy. Były też ostrzały stacji paliwowej oraz elektrociepłowni. Ostatni z ataków miał miejsce dwudziestego siódmego czerwca, a celem był obiekt wojskowy pod Żytomierzem.

Jeśli chodzi o mieszkańców, to połowa z nich wyjechała w pierwszej fazie wojny. Prezydent miasta podał, że z 260 000 emigrowało 130 000 osób. W chwili obecnej część ludzi wróciła do swoich domów, miasto funkcjonuje w miarę normalnie, a szkoły będą mogły działać od września o ile będą wyposażone w schrony na wypadek ataków.

W jaki sposób żytomierscy Salezjanie angażują się w pomoc ludziom w trakcie wojny?

Uważamy, że naszą najważniejszą misją jest to co robiliśmy już wcześniej, czyli wychowywanie dzieci i młodzieży. Zależy nam na tym, żeby nasi uczniowie mieli możliwość socjalizowania się i nie musieli siedzieć cały czas w domu w strachu przed wojną, dlatego od końca marca prężnie działa nasze Oratorium. W naszej piwnicy przerobionej na schron mieszkało w marcu około trzydzieści osób, przychodzili do nas sąsiedzi. Pomogliśmy w ewakuacji stu osiemdziesięciu osób samodzielnie organizując dla nich transport. Na dzień dzisiejszy rozdaliśmy również dwadzieścia cztery tony pomocy humanitarnej.

Czy możecie liczyć na pomoc polskich darczyńców?

Tak, jak najbardziej. Polska jest krajem, który najaktywniej nas wspiera. Nasi rodacy od początku wojny okazali dużo serca poprzez otwarte domy, otwarte portfele, przez chęć służenia. Wielu naszych uczniów mieszka obecnie w różnych placówkach salezjańskich na terytorium Polski. Wielka część wcześniej wspomnianej pomocy humanitarnej i wsparcia finansowego pochodzi z naszej ojczyzny, z innych dzieł salezjańskich, ale też na przykład z Caritasu. 

Wspomniał ksiądz, że wiele osób po pewnym czasie wróciło do Żytomierza, a miasto zaczęło funkcjonować. Jak sytuacja wyglądała w przypadku Waszej szkoły? Czy po pierwszej fazie wojny wróciła do funkcjonowania?

Rok szkolny w Ukrainie kończy się w maju, po czym są trzy miesiące wakacji. Od dwudziestego czwartego lutego, przez około dwa tygodnie, nauka w szkołach została zawieszona, a dziesiątego marca zajęcia wróciły w trybie online, tak jak podczas pandemii.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Zachęcamy do czytania naszego bloga!

Znajdziecie tam artykuły poszerzające wiedzę o różnych problemach młodzieży, przydatne informacje i ciekawostki. Będziecie mogli też bliżej nas poznać.

Jesteśmy w mediach społecznościowych

Zachęcamy także do śledzenia naszych stron i kanałów, gdzie publikujemy aktualne informacje o naszych działaniach, szkoleniach i warsztatach, efekty pracy z młodzieżą oraz osiągnięcia młodzieży w ramach wolontariatu.

#sztukapomagania